WAKACJE – magiczne słowo. Upragnione, wyczekane :) Każdy spędza je tak, jak lubi – a my lubimy jeździć, zwiedzać, oglądać nowe miejsca i poznawać nowych ludzi. Nie nadaję się do leżenia plackiem na plaży – po godzinie już mi gorąco i nudno. Nawet jak mieszkałam nad samą plażą w Barcelonie, to bywałam tam tylko… popołudniami. Czytanie książki w popołudniowym słońcu, lub przesiadywanie wieczorami ze znajomymi w lokalnym chiringuito – to jest to! Dlatego lubimy wybierać czasem mniej oczywiste cele podróży, takie jak tym razem: Irlandia. Pierwsza reakcja otoczenia: Aaaa, do pracy jedziecie? Nieeee, na wakacje. Do Irlandii?!?! ;)
A tak. Więc: kierunek północ (no, północny-zachód), bilet Ryanaira w kieszeni i nasz cel: Zielona Wyspa.
Jeśli śledzicie mnie na Instagramie, to już te zdjęcia widzieliście: starałam się wrzucać na bieżąco, mimo dość sporadycznego dostępu do internetu. Więc jest i moje pierwsze zetknięcie z Atlantykiem (po tej stronie globu), jest niesamowity Giant’s Causeway (to te skały, co wyglądają jak płytki z pozbruku – a są w 100% wytworem natury!), jest wiejski cottage w górach, gdzie zatrzymaliśmy się po drodze, no i wybrzeże – to co najładniejsze. Spaliśmy u różnych fajnych ludzi – tzw. „kwatery prywatne” ;) Tak jest taniej, a poza tym, co najważniejsze: zupełnie inaczej odbiera się otoczenie, jeśli opowiada Ci o nim lokalny mieszkaniec – poleci miejsca, opowie jak się żyje. A w Belfaście mamy przyjaciół, więc tam to już w ogóle czuliśmy się jak w domu :)
Żeby nie było, że cały czas prywata – zrobię też wtręt firmowy, i powiem, że zabrałam w podróż naszą biżu, coby ładne zdjęcia w kontekście irlandzim zrobić. U góry po prawej kontekst irlandzki występuje w formie dolmena (a bransoletki mam te: link!), niżej po lewej w formie ruin zamku (link do bransoletek). Takie ruiny, to tam mają na każdym rogu.
Na koniec jeszcze ja się szczerzę do aparatu (w aucie – bo jak ROADTRIP to ROADTRIP), a na dole mapka Irlandii z zaznaczoną trasą. Został nam jeszcze caaaały północny-zachód do obejrzenia, ale to następnym razem. Ryanair nigdzie nie zniknie. Ok, ja wracam do pracy wypoczęta po urlopie (chociaż chowam jeszcze jeden wyjazd weekendowy na zapas), a Wy jeśli macie jakieś pytania i wybieracie się do Irlandii – śmiało piszcie! :)
Miłych wakacji Wam również życzę!
PS. Mimo najszczerszych wysiłków Philla, który przyrządził nam prawdziwe, wielkie irlandzkie śniadanie (thank you!!!) – jedzenia w Irlandii NIE POLECAM… ;)
A Ty wiecznie w podróży :) zazdroszczę:)))